Posłuchajcie Zielonej Sagi.
To były piękne 2 dni. Piękne bo upalne i słoneczne. Piękne bo zabawa była piękna. Piękne bo wygralismy w piłkę z ekipą z Waterford. Piękne bo nasze dziewczyny są piękne i spiewały pięknie jak anioły i zebrały owacje jak zawodowy girl band, też piękny. Piękne bo zadziwilismy to piękne miasto w dzień, wieczorem i w nocy i na drugi dzień rano. Piękne bo krajobrazy były piękne. Zabytki były piękne. Piękna kwitła przyjaźń i piękna miłosć kiełkowała i odwaga piękna choć zuchwała rozpierała serca i umysły…
Pozwólcie, że opowiem wam Zieloną Sagę o tych pięknych czasach, ludziach i obyczajach.
[end] Rozdział 1 Zielonej Sagi.Najdłuższa podróż nowoczesnej Europy.
Wreszcie nadszedł wyczekiwany moment. Trzy wielkie autokary podjechały na parking pod Hogwartem. Zamieszania było co nie miara. Komendy zmieniały się w oka mgnieniu. „Panie Przemku weź Pan Panią Redaktor i wsiadajcie do autokaru.” Za kilka minut. „Panie Przemku weź Pan Panią Redaktor i wysiadajcie z autokaru.” Za następne 40 sekund: „Panie Przemku weź Pan Panią Redaktor i wsiadajcie z powrotem do autokaru.” Pan Przemek, muzyk nasz kochany w wojsku był, życie zna i niczemu się nie dziwił, a i Pani Redaktor też niejedno widziała stąd z usmiechem na twarzy godnie znosili te fascynujące roszady. W dobrą godzinę wreszcie wszyscy wgramolili się do luksusowych wehikułów i kawalkada ruszyła linią brzegową w stronę Waterford. Wszyscy, którzy podróżowali tą trasą wiedzą, że wystarczą 2 i pół godziny żeby dotrzeć do celu. Tylko sęk polegał na tym, że nasi kierowcy tego nie wiedzieli i jechali 4 i pół godziny, a i na miejscu po Waterford dobrą godzinę krążyli. I co? I nic! Dzieci, młodzież i starsi zachowali pogodę ducha i młodzieńczą brawurę i z dwu godzinnym opóźnieniem wylądowalismy na parkingu pod szkołą w Waterford gdzie czekały na nas afrykański upał i festyn szkolny, a na nim: „ludzie, ludzie same cuda w tej budzie” jak krzyczał Franek Dolas, który w pojedynkę rozpętał II wojnę swiatową….
Rozdział 2 Zielonej Sagi. Zdobycie Twierdzy Waterford.
Spóźnienie było wielkie, ale i zapał bojowy w sercach ogromny. Pierwszy punkt programu. Trójmecz piłki nożnej pomiędzy Polską Szkołą w Waterford i nami, kanonierami, nieustraszonymi bombardierami ze szkoły SEN z Dublina. Naszych pięćdziesięciu zawodników lawą ruszyło do szatni pod chmurką. Dzielnie wspomagani przez trenerów i rodziców założyli barwy klubowe. Choć było ciężko. A to srodkowy pomocnik lat siedem włożył obie nogi w jedną nogawkę szortów czym zadziwił bezbrzeżnie swoje otoczenie. A to libero lat 9 z dumą prezentował numer 13 na piersi, choć cała reszta numery miała na plecach bo tak nakazuje logika noszenia piłkarskich trykotów. Jedni mieli tylko getry, drudzy same koszulki, a trzeci tylko spodenki. Wiadomo recesja. Komus spodenki zjeżdżały z siedzenia, a ktos się schował w za dużą koszulkę i 3 dni go szukali. W końcu chłopaki podzielili się zgodnie strojami i ruszyli do boju! Najpierw ekipa 5,6 i 7-latków.Ruszyli ostro z kopyta. Zakotłowało się pod bramką gospodarzy. Trwało oblężenie twierdzy jasnogórskiej i nawet dyrektor szkoły z Waterford, z zafrasowaniem stwierdził: „Czarno to widzę”. Na szczęscie dla gospodarzy mieli oni w swoich szeregach bramkarza, który niczym Kmicic rozbroił nasze działa i kolubryny. Najbliżej pokonania goalkeepera gospodarzy byli Bartek, Stachu, Karol i Nikodem. Walczyli jak lwy, ale nie zmogli. 0:0!Uznanie i szacunek dla całej ekipy, a szczególnie dla Bartka Skórki, który bronił naszej bramki w sposób kompletnie zawodowy. Przed drugim meczem dokonano szybkiej wymiany specjalistycznej garderoby. Wiadomo, recesja. Nasza najliczniejsza ekipa licząca sobie 24 grajków stanęła do mrożącej krew w żyłach rozgrywki. Uczniowie klas 2 i 3 natarli z furią jakby chcieli pomscić młodszych kolegów. Co to się działo pod bramką Waterford! Poobijane słupki i poprzeczki, 20 rzutów rożnych i jeden karny. Aż wreszcie stało się. Rafał Kotyniak rozgrywający wyborną partię wpakował piłkę do bramki gospodarzy!!!! Gol i szaleństwo na naszej ławce rezerwowych i trybunie zajmowanej przez naszych ultrasów. Czytaj rodziców – kibiców. Pomimo wielu nadarzających się okazji do podwyższenia rezultatu wynik do końca nie uległ zmianie. I dobrze, bo było to pierwsze historyczne zwycięstwo naszych pupili i pierwszy historyczny gol! Najstarsza grupa to nasi zawodowcy. 4 i 5 klasa. Wiadomo młodzież. Nawet koszulki i spodenki mieli po starych chłopach z demobilu. Trzeci mecz mógł się podobać. Widać było ogranie oraz kulturę taktyczną i techniczną obu drużyn. Znowu zaatakowalismy i zanim się obejrzelismy dostalismy zabójczą kontrę. Do przerwy jak u Bahdaja 0:1. W przerwie trenerzy zrobili zawodnikom w głowach jesień sredniowiecza i na efekty nie trzeba było długo czekać. Założenia taktyczne były proste: „Panowie gramy na jeden i dwa kontakty”. Tuż po przerwie Sebek do Krzyska, ten do Daniela, a tamten do Damiana i na jeden kontakt wjechalismy z piłką do bramki. Gol!!! Liderzy klubu kibica Papa Świerc (nie mylić z Papą Smerfem) i Papa Karkosiński (ojciec strzelca gola dumą noszący niebieskie trykoty klubowe co czyni ich nieformalnymi liderami klubu kibica zgodnie i co najważniejsze razem wyskoczyli z siodeł krzycząc gromkie jest!!! Jak to zwykle bywa pomimo dogodnych okazji z obu stron mecz naszych najstarszych zakończył się polubownym remisem. Nic to. W trójmeczu odnieslismy spektakularne zwycięstwo! Piłkarzom, trenerom, działaczom, garderobianym, kibicom, rodzicom, sędziom, porządkowym i szatniarzom z całego serca. dziękujemy!
Rozdział 3 Zielonej Sagi. „Tyle słońca w całym miescie.”
To słowa przeboju Anny Jantar, który brawurowo wykonała nasza Iga z 4 klasy w konkursie szansy na sukces. Jak ulał pasowały do spektaklu, które zafundowały nam niebiosa bez jednej nawet chmury. Publika rozpalona słońcem i muzyką szalała ze szczęscia! Jeszcze wczesniej wiernych fanów rozgrzały Klaudia, która wspominała „Kolorowe jarmarki”. Krzysia, która nalegała: „Chodź pomaluj mój swiat na żółto i na niebiesko”. Dominika, która podjęła poważną egzystencjalną refleksję o charakterze romantycznym zastanawiając się spiewająco: „Czy ten pan i pani są w sobie zakochani”. A Ola na to wszystko: „Alleluja”! Efekty? Proszę bardzo. Klaudia 3 nagroda, a Iga 2 miejsce! Szacunek i jogi ba bum dla naszego chórku: Daria, Julka, Ala, Zosia. Dały z siebie wszystko i były wspaniałe!!! Na uwagę zasługują również gry, konkursy, zabawy i kulinaria oraz łakocie w goscinnych progach polskiej szkoły w Waterford. To wszystko plus piknikowa atmosfera spowodowały, że aż chciało się spiewać razem z Igą: „Tyle słońca w całym miescie, nie widziałes tego jeszcze. Popatrz, oooo popatrz…..”
Rozdział 4 Zielonej Sagi. Hotelowe fikołki i kulinarne przewagi.
Logistyka Zielonej Szkoły to było wyzwanie nie lada. Dlaczego? To proste. Na Zieloną Szkołę wybrało się z naszej szkoły przeszło 200 osób. Nocowało ponad 160. A na drugi dzień dojechało kolejnych 30 osób. Całe Waterford nie ma takiego hotelu, który byłby w stanie pomiescić jednorazowo taką grupę. Dlatego opanowalismy w całosci 3 hotele i 2 kolejne obiekty B&B w mniejszosci. Pierwszego dnia nakarmiono makaronem spaghetti i kotletami mielonymi 200 wygłodniałych osób. Drugiego dnia w niedzielę 200 osób z sukcesem zaatakowało grilla i zmiotło kurczaki, kiełbaskę i kotleciki. Nikt nie powie, że na zielonej szkole nie było co jesć i pić. Podawalismy nawet desery. Zjedlismy tonę chleba i wypilismy hektolitry wody i napojów różnych. Ta druga statystyka dotyczy zwłaszcza rodziców zakwaterowanych w Guest Rise Hotel. Na największy podziw i uznanie zasługują nasi kucharze Majka, łukasz, Zdzisiu, Małgosia, którzy zadbali o dobre i zdrowe jedzenie. W hotelach było bardzo fajnie. Dzieci się integrowały. Nauczycielki czuwały. Rodzice się bawili. Hotelarze się martwili. Zwłaszcza niejaki Christopher z hotelu Portee House, który był wielce zdziwiony, że gosci ma zakwaterowanych 65 osób, a w ogrodzie na luksusowej trawie siedzi sobie i wcina spaghetti przeszło 200 Polaków. Cóż, samo życie. Z innych ciekawostek hotelowych wypada odnotować przewagi Bartka z 1a, który nie zrażony niczym dodzwonił się ze swojego pokoju do miejscowego komisariatu policji i uciął sobie pogawędkę z oficerem dyżurnym. Złapany na gorącym uczynku nie chciał zdradzić o czym rozmawiał z policją. Proszę! 7 lat, a już wie co to znaczy tajemnica służbowa. Z kolei ulicę dalej w małym hoteliku Oktawia, Marysia i Liwia sterroryzowały Pana łukasza od historii, który musiał do późnych godzin nocnych bajki na dobranoc opowiadać. Co tam bajki. Legendy i klechdy nawet! Złosliwi twierdzą nawet, że przyspało mu się i dzieci mu po głowie skakały. Ale nie wierzcie plotkarzom. Ciekawie też było w dormitorium gdzie pod czujnym okiem dyrekcji i członków zarządu nocowali uczniowie klas 4-5. Dziewczęta zaatakowały pierwsze wysyłając zajączki z latarek do chłopców. Panowie odpowiedzieli rykiem i krzykiem godnym Zulusów i Maorysów. Pogodził wszystkich Pan Rafał od wf. , który na przejaw niezłożonych pokładów energii zareagował z własciwą sobie charyzmą i zarządził nocne manewry. Pompki, przysiady, pajacyki. Pan Rafał liczył osobiscie. Po tych pouczających nocnych zajęciach większa częsć ekipy młodzieżowej poczuła się dziwnie senna, ale nie Krzysio z klasy 5, który hałasował nadal. Gdy zgodnie z obietnicą Dyrektor udał się po niego, żeby powtórzyć sportowe zabiegi nasenne. Krzysztof odetchnął z ulgą: „No wreszcie! Czekałem na Pana. Jestem gotowy do kolejnej porcji ćwiczeń.” Jednym słowem, klasyka. „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz?!”
Rozdział 5 Zielonej Sagi. Kroniki miłosne chociaż skutki dosć żałosne.
Tomasz, lat 10. Znany i lubiany uczeń klasy 3a naszej pięknej szkoły podstawowej, postanowił odmienić swój los i odnaleźć miłosć swojego życia. Obudził się w sobotni poranek, z głębokim przeswiadczeniem, że musi sobie w końcu przygruchać jakąs dziewczynę. Zabrał się do rzeczy z wielką znajomoscią tematu. Ramowy program szkoły z wycieczką do Waterford zdawał się sprzyjać jego chytrym planom. Już w autokarze rozpoczął pewne przymiarki komplementując tę lub ową ze swojej klasy. Dopiero jednak w hotelu postanowił zaatakować starą, sprawdzoną metodą, na miejskiego troglodytę. A to było tak. Panna Krzysia lat 10 po sutym obiedzie, który spożyła z godnoscią, przygotowywała się do wieczornego spaceru. Jej koleżanka z pokoju hotelowego odebrała pilny telefon, gdzie władczy, męski i nie znoszący sprzeciwu głos zażądał: „Proszę Krzysię!” Gdy panna Krzysztofa podeszła do telefonu usłyszała co następuje: „Czesć Dzidzia! Kocham Cię!” Panna Krzysia jako, że jest to subtelna i dobrze wychowana osóbka z oburzeniem odrzuciła słuchawkę na widełki. Niezrażony takim obrotem sprawy Tomasz postanowił spróbować swych sił z Pannami Dominiką i Zuzanną. Obie panny również lat 10. Efekt był jednak podobny. Tomasz postanowił ruszyć vabank, sposobem na matrymonium i tesciową. Kolejny obiekt jego westchnień to Panna Alicja lat 10, która została przez Tomasza obsypana kwiatami pod czujnym okiem jej mamy Majki. Tym sposobem Tomasz upiekł 2 pieczenie na jednym ogniu. Oswiadczył się dziewczynie i zapoznał przyszłą tesciową. Niestety jak donoszą reporterzy i tym razem Pan Tomasz dostał harbuza, zwanego także czarną polewką. Po tym pouczającym wydarzeniu Tomasz podjął decyzję życia. „Czas ruszyć na goscinne występy w 3b, gdzie również panny gładkie i rezolutne.” Najciekawsze w tym wszystkim jest to, że panny na zaloty mówiły nie, nie, nie, a za Tomaszem włóczyło się srednio od 4 do 7 dziewcząt z klas 3a i 3b. I chciałabym i boję się? Nobla temu kto zgłębi przewrotną kobiecą naturę…
Rozdział 6 Zielonej Sagi. Breave heart i Avatar oraz kto pierwszy przyjeżdżał zarabiać w Irlandii.
Sceneria rodem z tych dwóch przytoczonych wyżej tytułów towarzyszyła nam w częsci edukacyjno–geograficzno-historycznej. W starym opactwie cystersów zatrzymalismy się na niedzielny popas. Pani Katarzyna wyłożyła tam krótkie remedium na temat życia i twórczosci sredniowiecznych zakonników. Nie uciekła też przed pytaniami naszych uczniów, których interesowały głownie sredniowieczne aspekty inżynieryjne i batalistyczne oraz turystyka zarobkowa skandynawskich wikingów na zielonej wyspie przed wiekami. Proszę. Okazało się, że i Norwegowie i Szwedzi wczesniej niż Polacy przyjeżdżali do pracy w Irlandii. Niesłychane! Ile to człowiek może się na zielonej szkole nauczyć. A wszystko to w krajobrazie żywcem przypominającym słynny film Mela Gibsona „ Waleczne Serce”. Jeszcze większa niespodzianka czekała na nas w Arboretum Kennedyego. W tym słynnym parku gdzie znajduje się 4400 gatunków roslin drzew odnaleźlismy krajobraz z filmu Jamesa Camerona „Avatar”. Kosmiczne rosliny. Rabarbar wielkosci dębu. Gąszcz drzew i plątanina lian. Zielony raj utracony. Do tego należy dodać jeszcze przeprawę promową przez rzekę i cudowne lesiste pejzaże i krajobrazy południa zielonej wyspy. Palce lizać. Zajrzyjcie tylko do naszej galerii!
Rozdział 7 Zielonej Sagi. Mistrz kierownicy ucieka.
Zadziwiającą metamorfozę przeszli nasi kierowcy autobusów, którzy nagle przypomnieli sobie jak się jeździ i droga powrotna zajęła im dokładnie podręcznikowe 2 i pół godziny. Konia z rzędem temu kto tym razem zrozumie psychikę rumuńskich kierowców autobusów. Epilog Zielonej Sagi.
Podziękowania
1.Wielkie dzięki dla naszych uczniów. Byliscie wspaniali! Pokazaliscie, że potraficie się bawić, jestescie kulturalni, a swoim zachowaniem w hotelach i na ulicach Waterford wzbudziliscie podziw i uznanie mieszkańców goscinnego południa.
2. Podziękowania i gratulacje dla nauczycieli, zarządu szkoły i pracowników kuchennych, technicznych i ratowników medycznych za organizację, ciężką pracę i dobrze wykonane zadanie.
3. Szczególne podziękowania dla naszych rodziców, którzy zakasali rękawy i pomagali w transporcie, w zaopatrzeniu, w kuchni, w ekipie sprzątającej. Rodziców, którzy wsparli sztab trenerski i garderobianych. Dziękujemy za zaufanie jakim nas obdarzyliscie. Za to że potraficie razem z nami uczyć się, wspólnie się bawić i wspierać nas w każdej chwili z usmiechem na twarzy. W tegorocznej Zielonej Szkole w Waterford wzięło udział 200 osób. W przyszłym roku pojedzie 400!
Do zobaczenia!