Święte słowa nieznanego z imienia i nazwiska eksperta w sprawach młodzieżowych, o wątpliwej prawdopodobnie reputacji, mimo niewątpliwie życiowej mądrości zawartej w maksymie, przyświecały organizatorom dorocznego Balu Karnawałowego dla Młodzieży w Polskiej Szkole SEN. Stwierdziliśmy, że nie będziemy nikogo na siłę zmuszać czy edukować tylko pójdziemy na tak zwany żywioł, rozpalimy ogień, dołożymy do pieca, pobawimy się, poszumimy, poskaczemy i lecimy dalej…..[end]Imprezę przygotowali i prowadzili Ci sami co zwykle, ale z tą różnicą że ci tak zwani ONI tym razem byli przebrani za agentów specjalnych: Matę Hari i Facetów w Czerni, a i Doktor Frankenstein w spódnicy się włączył. Zabawa, zabawą, ale pracę zespołową trzeba pielęgnować nawet w warunkach nieformalnych. Szybciutko podzielono uczestników balu na drużyny, sprawdzono, kto się przebrał a kto gwiżdże na karnawałowy obyczaj, przyznano punkty ujemne i punkty dodatnie. Wyznaczono kapitanów. Pomylono się przy tym z 10 razy i można było zaczynać. Pierwsza konkurencja to podpisywanie markerami wody pitnej o pojemności pół litra. Ta mrożąca krew w żyłach konkurencja poza nutką sportową miała także walor wielce higieniczny. Po podpisaniu woda stawała się prywatna i nie było szans, że ktoś dorwie się do nie swojej flaszy co znacznie zmniejszyło ryzyko przepływu niepożądanych mikrobów lub wręcz odwodnienia na skutek rezygnacji z korzystania z napoju, ponieważ popić trzeba było nie tylko utratę energii na skutek intensywnego ruchu, ale i monstrualnej wielkości pączki, które szkoła sprowadza dla swoich podopiecznych przy tego typu okazjach i zawsze tych pączków jest za mało. Na repetę i dokładki oczywiście, a kto się załapał siedział cicho jak przysłowiowa mysz pod miotłą, choć śledztwo nie jest jeszcze zakończone bo jak zwykle dyrektor na pączka nie zdążył…Druga konkurencja to tak zwane jajeczko. Wszyscy wiedzą, że bez jajeczka nie ma balu Panno Lalu. W naszej szkole myk jajeczko na łyżeczkę i gaz do dechy w sztafetach. Na koniec wygrali Ci, którzy jak najmniej sponiewierali ugotowane na twardo jajka, co ucieszyło Panią Kasię, która po godzinach gotowała rekwizyty, paląc przy tym rondle i kotły jak na porządnego garkotłuka przystało. Trzecia konkurencja oscylowała wciąż w kręgach kulinarnych. Tym razem kuchnia śródziemnomorska. Pan Piotruś nagotował spaghetti jak dla sztabu wojska po czym nałożył malutkie porcje do mikrych miseczek. Wszystko jasne dlaczego jest taki chudy! Jeść należało bez użycia sztućców i rąk. Technika była różna, a na koniec i tak wygrał nasz największy gimnazjalista, który niczym Smok Wawelski tylko mlasnął bo dla niego taka porcja to była jak dla byka kartofel. Zaraz potem ten łakotkowy potwór zaczął się rozglądać nerwowo za pożywieniem i barana z siarką też by gotów opędzlować! Ale, ale prrr.. bratku! Znają Cię cyganie! Jakbyś barana z siarką zjadł to całą wodę byś później wypił! A woda podpisana, więc nie ma takiego numeru! Poprosiliśmy Pana Sebastiana o wzięcie w depozyt barana. Na koniec po balu młodzież płci męskiej zażądała wydania lwiej części makaronu, który nie został wykorzystany w konkurencji, ale istniała niestety uzasadniona obawa, że spaghetti może być przerobione na dredy i wylądować na głowie tej i owej co urodziwszej panny z naszej szkoły. Petycja została rozpatrzona odmownie i Pan Piotruś musiał zabrać 5 kilogramów makaronu do domu tym sposobem zabezpieczając swoje obiady na najbliższy miesiąc.Po konkursach z posiłkami, przyszła pora na wypicie wody przez słomkę bez użycia rąk. Miejscowy Smok Wawelski wyraźnie obrażony na barani depozyt tym razem odmówił udziału w konkurencji. Pół Wisły mógłby wypić, ale litr wody to przecież poniżej jego godności. Sprawę w swoje ręce wzięły więc dziewczęta i wymłóciły konkurencję bez mydła.Balonowe duety do mety! To kolejna zabawa wzbudzająca uzasadnione salwy śmiechu i napady histerycznej radości. Nic nie przebije tu jednak prowadzących o których złośliwa plotka do dziś głosi, że byli lepsi niż Patrick Swayze i Jennifer Grey w „Dirty Dancing”. Kochani, nie wierzcie tym obłudnym zazdrośnikom! Prawda jest taka, że ONI byli lepsi nawet niż John Travolta i Olivia Newton-John w „Grease”.Wyścigi w workach spowodowały, że pogłowie worków do sprzątania po imprezie zmalało w drastycznym tempie. Nie obyło się też bez podejrzeń skierowanych w stronę Pani w białym fartuchu o przemycenie na salę balową tak zwanego kota w worku co by uzasadniało wzmożone zainteresowanie tą lukratywną imprezą sanepidu i służb weterynaryjnych. O baranie w depozycie już nie wspomnę. Finał balu to zespołowe przeciąganie liny. Nikt kto nie wziął kiedykolwiek udziału w tych luksusowych zapasach nie może powiedzieć o sobie: „Znam życie”. Więzi jakie tworzą się w trakcie grupowego przeciągania sznura z miejsca na miejsce nie dają porównać się z niczym. Po balu stwierdziliśmy, że przeciąganie liny zostaje włączone do oficjalnych konkurencji na III Olimpiadzie Szkół Polonijnych, która czeka nas na naszych obiektach już w dniu 11 maja 2013.Bal zakończył się spożyciem 140 pączków, wypiciem tyluż butelek wody oraz bardzo ciekawą konkurencją zwaną potocznie sprzątaniem. Ta pouczająca zabawa okazała się nieco egzotyczna dla naszych podopiecznych, którzy szczerze przyznali się, że nie przypuszczali, że ta pasjonująca czynność, którą wielu z nich wykonywało po raz pierwszy w życiu może być tak interesująca….Wszystko to o czym czytacie odbywało się oczywiście przy akompaniamencie największych i najlepszych przebojów muzycznych. Słuchaliśmy hitów polskich i zagranicznych. Bal był po prostu w dechę, a poza tym to nieprawda, że Pani Karolina oszukiwała podczas konkurencji! Dobranoc….
Lekcja historii z Historical Reenactment Group Arnhem
W ubiegłą sobotę gościliśmy ponownie Pana Rafała Ickiewicza z Historical Reenactment Group Arnhem, który zaprezentował naszym uczniom repliki drugowojennego umundurowania i uzbrojenia, opowiadając jednocześnie o najważniejszych wydarzenia II wojny światowej.