Hurling – też dla ludzi.
Pierwszych kilkanascie minut miało być wnikliwą obserwacją, zbadaniem ‘gruntu’, tj. prawidłowym odczytaniem ‘przynależnosci’ kibiców z ‘naszego’ sektora. Jakież było nasze oszołomienie gdy okazało się, że w jednym i tym samym sektorze są kibice obu drużyn. Mało tego na stadione były dzieci, całe rodziny ( oczami wyobraźni widziałem wybierającego się na półfinał Legi i Cracovi z są swa dziatwą … brrrr … sama tylko mysl o tym sprawiała bół).Gra była swietna, bardzo dynamiczna, faktycznie gra jest dużo szybsza od np. piłki nożnej. W hurling piłka, a z nią akcja bardzo szybko przemieszcza się z jednego krańca boiska do drugiego. Mimo iż bramki padają znacznie częsciej niż w piłce nożnej to wyjątkowym refleksem trzeba się wykazać by zrobić fotkę jakiejs akcji podbramkowej.Kijaszkiem w grze wymachuję się niczym w hokeju – chroniona jest jedynie głowa. Reszta ciała ma szanse doswiadczać kontaktu z rozpędzonym drzewem jesionowym z jakiego wykonane są kije.
Emocje były duże. Dublińczycy wykazali sie empatią i wyraźnie mocno kibicowali słabszym (Waterford). Mimo przegrania ich faworyta w radosnych nastrojach tłumy ze stadionu udały się do pobliskich pubów. Tam również my zakończylismy niedzielną przygodę z hurlingiem przy barze popijając Guinessa i słuchając opowiesci gadatliwego, irlandzkiego barmana.Aha, oby nie zapomnieć: Kilkenny wygarło z Waterford wynikiem 2-19 do 1-16. Teraz już wszystko jasne.Tomasz Kostienko


